Czyż nie on cię wyuczył uciekać odemnie,
I uśmiechliwém oczkiem zerkać potajemnie?
Pożyczył ci uroków i kraśnych Charytek —
Wszystkiego, co masz piękne, słodkie, aż nazbytek. —
On to pierś moją przeszył najostrzejszym grotem —
Zwycięzco, masz za swoje! rzekł, i uciekł potem —
Tak więc miłość na męki wydała mię srodze,
Że z krwawą i otwartą raną w piersiach chodzę;
A to najboleśniejsza rana, że niedano
Ucieszyć się miłością ledwie zawiązaną;
Bo odjeżdżam daleko i to bez mieszkania
Gdzie mię los mój i ukaz królewski wygania.
Reckie Alpy, Adygę i ten most na Inie
Gdzie twój domek — już żegnam — a choć z oczu ginie
Obzieram się na miasto, i tak mi się zdało,
Jakby coś z miejskich wałów: wróć się, wróć! wołało.
Trzyrazym chciał nawrócić dyszlem, i trzy razy
Moją drogę mi wskazał: urząd i rozkazy.
O jakżem nieszczęśliwy! ranny rzucam ciebie;
Kto opatrzy, kto leki poda mi w potrzebie?
Słodki wzrok twój, i miękkie uściśnienie rączki
Mogłoby chore serce wyleczyć z gorączki;
Lecz ciebie i mnie razem los prędszy od burzy
Porywa — i lek żaden szczęścia nieprzydłuży!
Chiron mi niepomoże, ni Machaon zleczy,
Ni sam Delius lekarzy mający w swej pieczy;
Póki ciebie nieujrzę, niewróci mi zdrowie —
O! kiedyż on dzień błogi zeszlą mi bogowie?!
Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.
13