Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/261

Ta strona została przepisana.

i zatrwożyło Malwinę — ale szczęściem, natura dała jéj imaginacyą żywą i chęć zatrudnienia się. Te dwa przymioty broniące ją od nudów, uczyniły stan Malwiny nietylko znośnym, ale często nawet przyjemnym.
„Obfita biblioteka pozwalała jéj kształcić umysł, dziecinny jeszcze, i w zasady pewne ustalić... przytem niegardziła niewieściemi robotami, a ranki i wieczory poświęcała długim przechadzkom pomiędzy skałami, lasami i t. p. Nieraz w tych samotnych przechadzkach, serce jéj znajdowało miłe zajęcie, gdy do ubogich chat wstępując, pocieszenie, dobry byt i zdrowie, co zatem idzie, ze sobą przynosiła. Błogosławieństwo starych, dzięki młodych, uśmiech dzieci, odbierała w nagrodę i w wieczór do ponurego swego zamku z najpogodniejszém sercem wracała...“
Lubo ten portret w niektórych może rysach oddala się od rzeczywistości, mianowicie gdy Malwina utrzymuje, że niemiała od samego początku żadnéj skłonności do swego, narzuconego jéj męża, to po ostatnim rysie, któżby niepoznał portretu księżny Maryi? —
Co miała na myśli autorka Malwiny, kreśląc pierwsze lata swego małżeństwa, czy pobyt swój