Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/285

Ta strona została przepisana.

cesarza i zawsze klął się, przysięgał „na imię wielkiego Napoleona.“
Ta ślepa wiara w jednego człowieka trzymającego w ręku losy narodów udzieliła się i chłopięciu; widmo wojennéj sławy zaczęło go trapić na jawie i we śnie, a że w młodym wieku czyn tuż bieży za myślą, więc téż podmówiwszy szkolnych kolegów, stawił się przed jakimeś dowódzcą z żądaniem przyjęcia go wraz z innymi w szeregi. Trzynastoletni studencik, sił wątłych, małego wzrostu, wzbudził tylko uśmiech na wąsatéj twarzy starego żołnierza. Nie był to jego zawód; Opatrzność inny mu przeznaczyła, hetmanić duszom.
Olbrzymia ta kampania wiemy jak się skończyła i jakie pogrzebała nadzieje. Ze spokojnéj ławki szkolnéj patrzał on na niedobitki wielkiéj armii zagrzebywane i pędzone tumanami śniegu co z niemi grzebał wszystkie nadzieje wiosenne.
W r. 1815 siedmnastoletni młodzieniec udał się do Wilna, dokąd go daleki krewny ksiądz Józef Mickiewicz exjezuita, kanonik żmudzki a wówczas dziekan wydziału filozoficzno-matematycznego powoływał. Stanąwszy tam, gdy trzeba było zdać examin przygotowawczy przed wstąpieniem do fakultetu, wypadło mu czekać w pobocznéj sali na