Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/317

Ta strona została przepisana.

Niezbadana to zagadka zwłaszcza u wieszcza, co nigdy ręką strun gęśli dotykać nie śmiał, jeśli nie czuł, że w jego pierś niezstąpiło boskie natchnienie.
Nieudzielając się na zewnątrz, spędził w domowéj ciszy kilka lat do r. 1839, w którym akademia w Lauzannie ofiarowała mu katedrę literatury starożytnéj. Przyjął ją z wdzięcznością, chociaż to nie było pole godne takiego geniuszu. Jak się wywiązał Szwajcarom z położonego w nim zaufania, powiedzą te kilka słów Kuryera Szwajcarskiego:
„Długo niewyjdzie nam z pamięci ta nauka tak poważna, a oraz tak zajmująca, ożywiona tak szlachetną prostotą; ta krytyka natchnienia, jasnowidząca niejako, w któréj syntezya poprzedzała analizę i panowała nad nią nagłem i nąjdelikatniejszem uczuciem piękności i sztuki, i ten kurs literatury łacińskiéj, w którym spotykały się wszystkie literatury na głos profesora, które mu wszystkie były znane; tych postrzeżeń obfitych i tych nowych uwag, tryskających nagle z każdé części przedmiotu; tych lekcyi dobrego smaku, które były często lekcyami moralności; tego jędrnego i przejrzystego wysłowienia; tego wytra-