Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/328

Ta strona została przepisana.

z Litwy, zaprosił Mickiewicza do swego domu w gościnę. Tam zbierało się na obiady i wieczory wielu rodaków, pragnących złożyć hołd uwielbionemu gościowi, między innymi pospieszyłem doń jeden z pierwszych, do czego mię ośmielił pierwéj już z nim zawiązany listowny stosunek. — Mickiewicz był wtedy w wesołem usposobieniu; mówił wiele i do najpoważniejszych rozmów mięszał wspomnienia litewskie, a często i jowialne anegdoty o dawnych znajomościach, podsuwanych mu przez gospodynią domu, Litwinkę, niedawno z tamtych stron przybyłą. O literaturze mało było mowy, więcéj o kraju i ludziach w nim pozostałych. Pewnego dnia, wstawszy od stołu powiada do mnie Mickiewicz: Pójdę do ciebie na kawę i fajkę....
— Służę — odrzekłem — fajkę i dobry tytoń mam u siebie, kawy każę przynieść.
I wyszliśmy obydwa wymykając się bez pożegnania. Miasto niewielkie, więc w kilka minut stanęliśmy w mojem kawalerskiem mieszkaniu. Adam zasiadł wygodnie na sofie, nałożyłem mu fajkę, kawę podano. Puszczając gęste kłęby dymu — milczał, dopiéro po chwili zagadł mię: Co teraz robisz, czy piszesz co?
— Uczę się — odrzekłem — Chodzę na wy-