Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.
24

czaj mówią z politowaniem, jakby o malarstwie robionem zapomocą patronów. Oni to podług przyjętéj reguły, upatrują w płodach poezyi kościelnéj pewną poetyczną skamieniałość, zapominając czy niewiedząc o tem, że dogmat był i pozostał dogmatem, a poezya karmiła się na religijnych poezyach żyjących śród ludu, które bynajmniéj niehamowały swobody jéj lotu. Któryż z wielkich średniowiecznych poetów użalał się kiedykolwiek na krępujący go dogmat? Owszem, słowo wcielone otwierało im nieogarnione tajniki Chwały niebieskiéj, pozwalało wzbijać się nad poziom i ścigać ideał miłości i ofiary, nieznany pogańskim piewcom. Cóż bo to za różnica między hymnem Kleanta a hymnem Ambrozyańskim! Mogli filozofowie starożytni zapomocą wyobrażeń wziętych z oryentu zaciekać się w którykolwiek z istotnych przymiotów bóstwa, z czego współcześni poeci nieomieszkali korzystać; lecz nigdy żaden z nich niezdołał sam przez się wzbić się do pojęcia o nieograniczoném Miłosierdziu Boskiem. Przywiléj ten dostał się w udziale duchowi chrześciaństwa, któremu dzieje zstąpienia i mąk Zbawiciela na ziemi, dostarczyły w tym względzie nieprzebranego żywiołu. Poeta katolicki, dotykając téj rozrzewnia-