Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/331

Ta strona została przepisana.

lazca i wydawca Hanka. Pytałem go téż, czy poemata te ma za oryginały czy za apokryfy?
Popatrzał na mnie, i zastanowiwszy się, jakby pamięcią szukał — odpowiedział zwolna: — Jeżeliby co mogło wzbudzić podejrzenie, to ów Zabój, który mi bardzo wygląda na dzisiejszego emisaryusza.... Jednakże niemożna na tém opierać się....
— Mnie się zdaje — wtrąciłem — że za autentycznością tych poezyi najwięcéj przemawia ta okoliczność, iż między żyjącymi Czechami żadenby się niezdobył na podobny utwór, a gdyby się zdobył, pewnie nieutaiłby swego autorstwa: Sława ma nieprzezwyciężoną pokusę do rozgłosu.
— Więc przyznajesz autentyczność?
— Najzupełniejszą; tylko niezgadzam się z czeskimi wydawcami, którzy w entuziazmie odkrycia tego skarbu niepotrzebnie zrobili go starszym niż jest, a najniepotrzebniéj usiłowali nadać tym pieśniom piętno poezyi gminnéj, jakie mają takie rapsody o Marku Królewiczu. — Dlatego téż mam je za płód literacki z czasów kiedy Dalemil pisał swoją rymowaną kronikę, lub z epoki Luxemburgów, kiedy błyszczeli tacy pisarze jak Tomasz Sztitny, lub Szmil z Pardubić i inni, co tak wysoko wznieśli tę literaturę. Zacięta nienawiść do Niemców