Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/347

Ta strona została przepisana.

wnętrzna istota musiała się szczerze odzwierciedlać w utworach natchnienia; niemogły to więc być piękne słowa skombinowane sztuką, a w dysharmonii z człowiekiem, który je pisał, a o którym nieośmielono by się wyrzec to, co on sam o Horacym powiedział:

I wieszcz, filozof, dworak, choć wieśniak pozorem,
Coś zalecał w twych pieśniach, zaprzeczałeś wzorem.

Zresztą język prawdy i przekonania ma swoję właściwą cechę, niedającą się sztuką zastąpić. To jednak pewna, że nasi pisarze z tak zwanéj szkoły klassyczno-konwencyonalnéj bardzo mało indywidualności swojéj wkładając we własne utwory, słabo się tylko w nich odrysowywują. Zbyt może zajęci wzorem jakiego klassyka, będącego w ich pojęciu takim akmé (Ακμη) doskonałości, wszystko, i co widzieli zewnątrz i co wewnątrz czuli odnosili do niego, jego przemawiali językiem, jego tworzyli natchnieniem. Głos ich duszy z trudnością się przez te formy przedzierał. Przeciwnie, romantycy obierając inną drogę kreacyi, usiłowali więcéj snuć z siebie, we własną głąb zazierać, a choć i tu niebrakło na konwencyonalizmie i naśladowaniu, z tém wszystkiem indywidualności silniéj się rysowały w tém, co z ich piór płynęło.