Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/426

Ta strona została przepisana.

bowiem w tém samem usposobieniu w jakiém znajduje się publiczność na drodze z teatru do domu. Widowisko się skończyło, ale promienie różnorodnych wrażeń nie zbiegły się jeszcze w ognisku sądu. W spokoju tylko, w zaciszy dumania, wzruszony umysł może się zebrać i zdać sobie sprawę z tego, co widział i czuł, aby poznał, co ma na wieki w nim zostać, a co odpaść jako niepotrzebne. Im wyższe szczyty gór, tém więcéj trzeba oddalić się od ich podnóża aby cały ich majestat przejrzeć i ogarnąć. Któż potrafi dziś ocenić donosność takich kreacji, jak: Nieboska, Irydion, Sen-Cezary, Legenda i tyle innych tego pióra. Wielkie te pochodnie pozapalane na szczytach Kapitolu i kopuły Św. Piotra, na Alpach i na wieżach katedr gotyckich, biją w niebo, ale odblask ich niepolał się jeszcze strumieniem światła po nizinach ziemskich....
Wieszcz myślał o wiekach, kiedy pisał....
Pragnąc, o ile się da, uzupełnić wizerunek zgasłego męża, wypadałoby wyliczyć jego prace od najpierwszej młodości, opierając się na niepewności podań przypisujących mu ten i ów utwór, albowiem pod żadnym nigdy niepołożył swego nazwiska — rezygnując z dożywotnéj sławy, która w pojęciu wie-