i ojciec Mikołaja, aczkolwiek za młodu kosztował rycerskiego chleba, to późniéj udał się na żywot pobożny, domowy, nieszukający zaszczytów ani znaczenia. Domatorstwo może cokolwiek źle zrozumiane, wpłynęło na wychowanie syna. Pieścił jedynaka, niedawał go uczyć z lat młodych, aż wyskoczył wyrostek, samopas chodzący, a na nic nikomu nieprzydatny. Snać gorszyło to sąsiadów i krewnych; poczęli ojcu wymawiać tę niedbałość około chłopca i skłaniać, aby go do szkoły posłał; lecz ta niedbałość, będąca raczéj zbytkiem nierozsądnego rozmiłowania się w jedynaku, niż skutkiem obojętności, z niemałą trudnością dała się nareszcie przełamać, tak, że go oddał na naukę do Szkalmierza, ztamtąd do Lwowa, a w końcu do bursy Jeruzalem w Krakowie. Po dwa lata spędził w pierwszém i drugiem mieście, w ostatniem rok jeden i — nigdzie się nic nieuczył, bo już był zasmakował, jak mówi Trzecieski „w dobrém towarzystwie“, co się ma znaczyć: w towarzystwie młodych wartogłowów i próżniaków.
Po tak szczęśliwie skończonych szkołach, zdało się ojcu, że zbytek nauki mógłby jedynaczkowi zaszkodzić — wziął go więc do Żórawna, gdzie z rusznicą i wędką biegając, dogonił lat ośmnastu.
Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/46
Ta strona została skorygowana.