Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

Humorystycznie opowiada Trzecieski pustoty młodzika, w których umysł wprawdzie niepracował, ale ćwiczyło się ciało i przybywała praktyka życia tak potrzebna ludziom ówczesnym, mniéj z książkami a więcéj z ludźmi mającym do czynienia. Wszakże ten spryt w Mikołaju, szczególniéj do myśliwstwa, niemartwił nikogo; owszem wszyscy poklaskiwali mu w domu mówiąc: „Nic nasz Mikołaj, nic; nie zależyć ten na starość gruszki w popiele.“ — I sprawdziło się — wyszumiało piwko, i znalazł się mąż niepospolity w narodzie. — Nastrzelawszy tedy bąków do lat dwudziestu, naprawdę trzeba było myśleć co robić z panem Mikołajem. Najwyższą szkołą poloru obyczajów bywały, jak wiadomo, pańskie dwory; poszedł zatem nasz młodzik na dwór pana Andrzeja Tęczyńskiego wojewody sandomirskiego, człowieka „małego wzrostem, ale wielkiego głową.“
W tym wyższym świecie, wśród obcych a poważnych osób, zaczął się pan Mikołaj trochę przegryzać w naukach, to pisząc listy, to czytając łacińskie książki, to korzystając z rozmów w gronie dworzan zostających na respekcie u wojewody. Zrazu szło tępo; czytał, a nieprzygotowany do niczego, mało rozumiał; lecz trwając w chęci wy-