rusałkę; będzie opowiadał miłosne schadzki téj pary w noc księżycową, na mogile Sawor; przyjście na świat dzieciny o błękitném tęskném oku, które położono w tarczy jakiegoś wielkiego hetmana Zaporoża, a karmiono mlékiem dumek i kazek. I gmin nieoddali się od prawdy; uczony komentator zgodzi się nawet na tę genealogią, opierając się na tém, co sam poeta śpiewa o swojem niemowlęctwie:
Piastuj dzieci me Rusałko!...
Mlékiem dum — i mleczem kwiecia,
Pój do lotu mdłe to ciałko!
Pięknéj sławy méj stólecia.
Podaj do snu na obrazki!
Barwą złotą i błękitną,
Tęczą w okrąg niech rozkwitną
Wszystkie mego ludu kazki.
I tak było w rzeczywistości: Słabiuchne niemowlę, coby godziny może nieżyło w pańskim dworze, oddane na mamki prostéj wieśniaczce, ssie zdrowie z jéj piersi i usypia przy kwileniu tych piosnek, które się splotły potem na jego skroni w laur poetycki.
Przez jakiekolwiek koleje przechodził późniéj w ciągu życia, gdziekolwiek los go pędził, czy do