Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/502

Ta strona została przepisana.

O moi bracia, wam się niepodoba,
Żem wybudował poezyi (zemsty) bożyszczu
Świątynię, w której kapłanem żałoba,
A płomień śmierci na ofiarném zgliszczu;
Że samę uczuć krwiących się szkaradę,
Jako objatę, na jéj ołtarz kładę.

To uniewinnienie się poety dowodzi, że świat, w którym stanął, ścieśnił jego widnokrąg, że wyobrażenia jego były rodzajem zakonnéj szaty, któréj bujny duch niemógł się pozbyć, bez ubliżenia świętości przysiąg wiążących go. Przeto téż, chciawszy zbadać z gruntu talent poetyczny Goszczyńskiego, trzeba niejako oddzielić w nim artystę od człowieka tajemnych stowarzyszeń; lubo z drugiéj strony trudno jest naznaczyć granice natchnień; jedne bowiem płynęły z celu jaki miał przed sobą, — drugie czerpał z cudów widomego świata, z wspomnień i uczuć młodości, i obrabiał je jako mistrz, tworząc obrazy i postacye pełne krwi i życia, silnie i wydatnie, choć szorstko i jaskrawie. Jak wiemy, talent wyrabia się i przekształca pod wpływem tysiącznych przyczyn, które należy badać lub odgadywać. Zastanawiać się więc, nad manierą tego lub owego autora, jedno jest, co zapuszczać wzrok w najgłębsze tajniki jego życia,