co trzymać rękę na biciach jego serca. Dziś możemy śmiało powiedzieć, że Zamek Kaniowski winna literatura nasza okrutnemu losowi, który poetę ścigał; gdyby nie ten pobyt między ukraińskim ludem, nigdyby może niezdobył się na taki utwór. Ten sam Goszczyński rzucony w duszną atmosferę miast, ciasne widzenia stronnictw, fanatyzm spiskowych, byłby płodził pieśni, które mimo pochwał Mochnackiego o ich liryzmie, mają tylko ołowiane skrzydła myśli zaledwo wylęgłéj, wyraźnie ciążącéj do ziemi, i raczéj są opracowanémi aforyzmami, niż pieniem rwącem się z duszy w najwyższém nastrojeniu uczuć. Lecz wróćmy do Zamku Kaniowskiego. Co nas najbardziéj w nim uderza? Oto rzadka w naszych pisarzach plastyka, wydatność postacyi i charakterów, ów Nebaba, Szwaczka, — to posągi tak wykończone, tak z jednego wykute, że gdy je przymierzysz do dzisiejszych półcharakterów, zdają się odnosić do jakiejś przedpotopowéj epoki, a jednak znamienia prawdy nietracą. Tylko niepospolita indywidualność artysty, zdolną jest zdobyć się na taki utwór; Goszczyńskiego téż duch silny, niezłomny, ognisty i głęboki jak Dniepr jego matka, i szeroki jak step bezbrzeżny, tworzył na podobieństwo swoje; niedarmo go téż
Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/503
Ta strona została przepisana.