Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/532

Ta strona została przepisana.

utworów Fredry, niewezwanych nawet na świadków w tym doraźnym procesie. Publiczność mało wprawdzie zważała na wyrok potępiający, boć trudno było wmówić w nią, że komedye Fredry podobać się nie powinny; dali się tylko ułowić tak zwani registratorowie literatury, co niemając nigdy swego, chwytają cudze zdanie, rzadko wytrawne i uzasadnione, lecz najczęściéj najjaskrawsze i najhałaśliwsze, zupełnie jak prostacy, u których kolor czerwony uchodzi za najładniejszy.
Wracając do tej pierwszéj komedyi, Fredro znalazł się w kłopotliwem położeniu; nie miał bowiem nikogo, komuby mógł z zaufaniem płód swój przeczytać i rady zasięgnąć. Nie pozostało mu nic innego, tylko przez trzecią osobę posłać komedyą Nepomucenowi Kamińskiemu, jedynemu znawcy i doświadczonemu praktykowi. Kamiński pochwalił i zrobił uwagę, że jest w niéj jakiś plan i świeżość, co jéj dawało wyższość nad innémi współczesnemi płodami. Komedya była graną, nikt o niéj ani źle, ani dobrze nie wspomniał i autor odebrał ją do poprawy, aby już nigdy nie wróciła na scenę. Próbował jeszcze sił swoich w dwóch małych sztuczkach, lecz te, doznawszy jakichś przeszkód poszły w zapomnienie. Pierwiastki muzy często ten