Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/91

Ta strona została przepisana.

ści ziomków, ale upomina się aby mu właściwe miejsca przyznano:

Tyle powinna Polska Wielka Twardowskiemu
Ile mnie, moja Mała, poecie małemu.
Trudno winić fortuny los niesfałszowany:
Wielkiéj wielki poeta, Małéj mały dany.

To skromne żądanie wziętości prowincyonalnéj, potomność wynagrodziła mu dawno, a nawet wyżéj go ceni niż Samuela Twardowskiego, na którego on zapatrując się zbyt wiele popsuł sobie smak, i przyrodzony pociąg do prostoty skaził nadętością i nastrzępił lichą erudycyą. Dziwna rzecz! dla czego niebudził w nim zazdrości Wacław Potocki, przenoszący ich obydwóch rymotworczym talentem? Zapewne inny był wówczas kodex estetyczny podług którego oceniali się poeci; szum stylu, zamaszystość udająca siłę, nadmiar porównań i aluzyi udających erudycyą — wszystko to musiało udawać bogatą poezyę gardzącą śpiewem więcéj snutym z rzeczywistości jaka otaczała poetę, a zatem więcéj prostym i naturalnym.
W ogóle żaden z nich choć mieli niepospolite przymioty, niezdołał zdobyć sobie takiéj pamięci w narodzie, żeby ich, choćby najmniejszy utwór, powtarzały do dziś usta nieuczone. Cała niemoc