pych w dowcip i sól attycką. Był on jednym z tych, którego dowcipy, czy prozą czy rymem, najwięcéj miały szczęścia być chwytanemi i roznoszonemi w stolicy,
W r. 1819 zostawszy jenerałem brygady strzelców pieszych, konsystujących w Lublinie, oddalony od ogniska literackiego Warszawy, utrzymywał korespondencyę niemal ciągłą z radzcą stanu Kajetanem Koźmianem, z którym go bardzo ścisła łączyła przyjaźń, późniéj z jego synem Jędrzejem, któremu również jak ojcu był przyjacielem i doradzcą; także z jenerałem Wincentym Krasińskim, wielkim admiratorem jego dowcipnych listów.
Listy te mniéj więcéj poczynają się od r. 1822 lub 1823, — Morawski bowiem rzadko gdzie kładł datę, — a ciągną się przez lat dwadzieścia kilka. Czytając je, widzisz w nich całą jego duszę, najszlachetniejsze serce, umysł wyższy, żywo interesujący się wszystkiém co dobre i wzniosłe, a niemiłosiernie żartujący z zarozumiałego głupstwa, hipokryzyi, nadętości niektórych figur i płaszczenia się bożyszczom dziennym. Jestto komen-