napisał: „Jak ognia z wodą, tak mnie z Mickiewiczem łączyć nie można.“ — Morawski chciał oba stronnictwa pogodzić, jak to w ostatnich wierszach listu do romantyków powiada:
Jedna matka was swemi uwieńcza laurami,
Żadnéj lutni bezbożność lub podłość nie plami;
Jedno macie prawidło: bratnie kształcić plemię,
I jeden tylko rodzaj: polską śpiéwać ziemię.
Atoli zdrowe prawdy ani jednéj ani drugiéj stronie nie przypadły do smaku; upór z zarozumieniem nie mógł zawrzeć zgody.
Dziś, kiedy nas lat cztérdzieści przedziela od téj epoki tak pełnéj zajęcia i życia, możemy spokojnie spoglądać na dwa ściérające się prądy i streścić chatakterystyczne ich różnice.
Klasycy poddali się prawidłom i uważali je nie jako historyę sposobu pisania starych mistrzów, lecz jako środek służący nie tylko do naśladowania lecz i do tworzenia.
Romantycy przyjęli powagę myśli i uczucia indywidualnego; z estetyki zrobili umiejętność racyonalną, kiedy dotąd nie była niczém, tylko empiryczną receptą. Szkoła klasyków wylęgła na dworach, wykołysana w przyzwoitościach, delikatnych cieniowaniach, arystokratycznych wykwin-