mnicha klucz mającego od biblioteki, rabował co się dało, a książki wyrzucał przez otwarte okno, gdzie wspólnik umyślnie na to postawiony, chwytał je i pakował na brykę. Gdyby jeszcze z tego gromadzenia starych ksiąg i rękopisów chciano korzystać — ale jak dobrze powiedział Morawski, duszono je tylko i przechwalano się białemi krukami. Przypomnijmy tyko sobie jak bardzo mało na tych odkryciach zyskiwała literatura i historya. Nawet surowych materyałów, prócz Niemcewicza i Lelewela, nikt prawie nie publikował wtedy. Jędrzéj Koźmian, który przyszedł był w Piotrowicach do znacznéj biblioteki, dopiero w kilkanaście lat późniéj ogłosił swoje Wyciągi piotrowickie, a Świdziński, którego zbiory ciągłym ulegały przypadkom ognia, nic prawie nie ogłosił z nich przez ciąg żywota.
W końcu tegoż roku, okoliczności zapowiadające wojnę, między Rosyą a Turcyą, zaczynają go interesować, choć to w sposób żartobliwy objawia:
„Napisz mi z pewnością czy wojna, czy nie? czy ruszamy, i czy prędko?
Czy, powiodę w kwietniu, w maju
Szyki niczém nie wstrzymane,