opisuje Jędrzejowi przebywającemu przy swojéj narzeczonéj w Galicyi, jak w całéj swobodzie lubego lenistwa lulkę pali, czasem ziéwa, czasem się téż i podąsa kiedy zanadto trucizny doleją do serca; czasem się téż pokłóci z ojcem Kajetanem, aby się tém czuléj przepraszać. Zdawało się, że teraz powinien był odetchnąć i otrząść się z kłopotów; gdzietam! przeciwności uderzały za przeciwnościami. Jenerał byłéj armii polskiéj, pozbawiony miejsca i płacy, musiał myśleć o zapewnieniu sobie egzystencyi, i zostać rolnikiem na kawałku dziedzicznéj ziemi, którą miał w W. ks. Poznańskiém; co więcéj, sprowadzić dzieci przebywające na Wołyniu przy ojcu swéj nieboszczki matki. Odwykłemu przez tyle lat od zatrudnień gospodarskich, nie uśmiechał się ten mozolny zawód, połączony jeszcze z trudniościami otrzymania emigracyjnego paszportu dla siebie, a szczegójniéj dla syna, który mógł być mu odebrany z rozkazu cara, aby się wychowywał w jakim petersburgskim zakładzie. Były to chwile przykrego przejścia, pełne obaw i niepokojów, o których często wspomina w listach. Między innemi, dzieci jego od trzech lat niewidziane, puściły się z ciotką w tę, na owe czasy ogromną podróż
Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.