wieka, kiedy chwili nawet odetchnąć nie dadzą, rójże tam rymy, roskoszuj po polu marzenia! Jeźli potrafisz — winszuję; ja nie umiem. Pozwoliłem sobie dzisiaj wziąść Byrona z twojéj księgarni, i czytałem cały ranek Manfreda. Gdybyś tu był, tłomaczylibyśmy go razem, choćby prozą lub białym wierszem, więcejby język poetyczny zyskał na tém, jak na całym Owidyuszu Kicińskiego.... Kiedyż się już ożenisz? Potém, co piszesz o swojéj narzeczonéj aż miléj spojrzyć na ziemię i niebo...... Czemuż nie mam lat dwadzieścia? poszedłbym za twoim przykładem, teraz mówię sobie:
„Zacóż gonić za szczęściem po téj łez dolinie,
Gdy zaledwie schwycone już na zawsze ginie;
I kiedy nic w tém życiu tak ciężko nie boli
Jak gdy się znikłe szczęście przypomni w niedoli.
„Za cóż gonić za szczęściem, które gdy się straci
Już go żadne późniejsze sercu nie odpłaci;
Zawsze to, co już grobów pokryło się mrokiem
Milszym przez mgłę przeszłości nęci nas urokiem.
„Za cóż gonić za szczęściem, gdy już życie mija;
Tylko się w serca wiośnie, kwiat szczęścia rozwija;
Pod słońcem on młodości zakwita jedynie,
Raz on tylko wystrzela, i na zawsze ginie.“
W tym wewnętrznym rozstroju, w bijących