Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

wiedź duszy, stan jego rzeczywisty. Nie wiem okoliczności, lecz mógłbym się domyślać, że był jakiś nacisk na niego, żeby z pod chorągwi pod którą od lat najmłodszych tak zaszczytnie służył, przeszedł do innego obozu. Może były jakieś uśmiechające się widoki karyery; może paradoxami politycznemi usiłowano zachwiać z mlekiem wyssaną wiarę, doświadczeniem nabyte przekonanie? Ostatnich pięć wierszy powyższego fragmentu wyraźną ma cechę wyznania, które byłoby tylko próżną przechwałką z patryotycznych sentymentów, gdyby nie było odpowiedzią na coś, co zaszło......
Otóż i nadeszła upragniona chwila oglądania dzieci! w kwietniu (1834) przyjechały z Wołynia.
„Dzieci są tu od tygodnia. Za trzy dni rozjeżdżamy się. Panna Kamilla (siostra żony) z Marynią na Wołyń, ja z Tadziem do Luboni. Nowe życie, obowiązki, zatrudnienia, powołanie, związki, towarzystwo, czekają mię. Trzeba się całkiem przetworzyć. Przykra ta nagła przemiana w wieku, gdzie już wszystko zastarzało w człowieku; ale cóż począć! Dobra chęć torować będzie drogę, a Bóg pomoże.“