Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

ku jego, a potém trudnię się jego lekcyami. O jedenastéj wyjeżdżam konno przekonać się jak robota szła od rana. O drugiéj jadam obiad. Po obiedzie patrzę znowu czy roboty rozpoczęte; potem lekcye przez dwie godziny; spacer, herbata, dyspozycje robót na dzień drugi, wieczerza, długa rozmowa o znajomych, przyjaciołach w Piotrowicach, krewnych w Stydyniach; potém sen, i tak codziennie cały czas spędzamy.... Gazet mi tu nie braknie; ksiągby nie brakło, ale niepodobna ekspensować na nie, a więc nie wiem co się dzieje w literaturze. Wreszcie przy tylu trudach i kłopotach niepodobna zajmować się tém, co sprawia przyjemność. Otóż masz cały obraz Luboni i jéj właściciela. Nudzi go okropnie gospodarstwo, gospodaruje przecież gorliwie, bo tu opuścić się nie można na chwilę bez straty niemałéj. Nie to przecież życie mi przystoi; nie nawykłem do niego i nie stworzonym do niego. Czuję to w każdéj chwili i codzień bardziéj.“
...„Czemuż nie jesteście tu blisko? Miałbym przynajmniéj ulgę w oglądaniu was, w pomówieniu z wami, gdy tu tylko o owcach, kartoflach i zagonach wieczne dyskusye, do czego nawy-