zonów, to na arystokracyę! to na Hegla. Ciekawy jestem komu dostanie się po tym biednym wieku!.... Żegnam cię mój drogi przyjacielu, i choć się w tym wieku zrodziłeś, w tym wieku wsławiłeś, i w tym wieku wydałeś nam syna i wnuki, przecież cię kocham i do zawarcia powiek kochać będę. Bądź zdrów, a nieważ się chorować na kamień, lepiéj już na wiek choruj i na niezgrabne pismaki.“
W każdym niemal liście, to do ojca, to do syna, Koźmianów, jest jakaś uwaga o wielkim poemacie bokaterskim: Czarniecki, nad którym pracował Kaj. Koźmian. Podobnie jak dawniéj, gdy pisał Ziemiaństwo, Morawski podsuwał mu obrazy pełne poezyi, które radził wpleść w dzieło — tak teraz znowu o Czarnieckim radzi, podbija ducha, dodaje zapału. Oto jeden z takich ustępów.
„Puszczenie okrwawionego białego konia dla omylenia Szwedów, bardzo szczęśliwe, bo widzę jak na widok tego konia, Szwedzi upędzają się za nim, jakby w nim cała była potęga wojska i narodu; jak się prześcigają po tę zdobycz ulatującą w koło, i żołnierze i wodze i krwi królewskiéj książęta, i jak trudno im schwytać tego
Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.