mi pędzla. Ma więc krytyk prawo upominać się o rozwinięcie; w niém mieści się dopiéro skończoność i całość. Brak rozwinięcia w drugiéj połowie Dworca sprawia niezadowolnienie w czytelniku; poeta wziął kilka tylko akordów, któremi uczucie rozjątrzył, wzburzył; atoli całéj nie wygrał sonaty.
Poeta trzymał się więcéj opisowego, niż dramatycznego rodzaju. Chciał on jak widać, zostawić nam fotografię owych drewnianych szlacheckich Dworców, tak jak ją znalazł w kartkach serca, młodocianém wspomnieniem odbitą. Ta opisowa część mistrzowsko zrobiona, a przytém tak pełna prawdy uprzytomniającéj, że choćby na całéj polskiéj ziemi znikły te staroświeckie dworce, Dworzec Dziadunia nieśmiertelnie stać będzie na wzgórku pośród wsi, z wielkim dachem, wązkiemi oknami, z wystawką z stuletnim rozłożystym kasztanem na dziedzińcu,
Gdzie się stary Jegomość chronił w upał letni,
Gdzie mawiał swój różaniec, dawne czasy marzył.
A i z tém co było wewnątrz: na drzwiach napisane święconą kredą „trzech królów imiona,“ przy wnijściu w drobnéj czarce woda poświęcona — wszystko to oznaczało mieszkanie pobożnego