pana, nieodrodnego od przodków. Sień ogromna, na kołkach zawieszone cietrzewie, kuropatwy, lisy, zające i wieniec żniwiarski:
Którym dziarski parobczak znojne strojąc skronie,
Zdaje się w staréj Piasta pysznić się koronie.
Za sienią izba jadalna:
Sarmackiéj gościnności państwo niezmierzone.
Z ogromnym kredensem, istnym drewnianym gmachem lśniącym puharami, z ogromniejszym piecem, który był meblem niepospolitego znaczenia i także mającym swoją historyę:
Istny olbrzym Babelu, co na podpał mały
Paszczą swoją połykał drzewa sążeń cały,
I w którym, jak to dawne powiadały dzieje,
Potrzykroć się przed laty zakradli złodzieje;
Stykał się z nim, rozległéj równie jak on miary,
Komin, krewniak, towarzysz i przyjaciel stary;
Gorząc wzajem tak w dziennéj, jak i w nocnéj dobie,
Ciągłym żarem afektu dogrzewali sobie.
Jak ów potwór, co całą zalega jaskinię,
Tak potężny pień dębu jeżył się w kominie;
Stróż nań ciągle szczyp smolnych całe kopy walił,
Huczał ogień i Dziaduś przy nim turka palił...
Na środku izby stół dębowy; ileż to przy nim odbyło się kompromisów sąsiedzkich, ile przedsejmikowych narad! a jakich biesiad był świadkiem!