położyła kamień grobowy bez napisu, kto pod nim spoczywa.
Dziaduś w więzieniu słyszy huk dział — domyśla, się że naród walczy o swoje prawa, — ale nikt nie przychodzi odemknąć więzienia, nikt rozkuć jego więzów! Raz tylko dochodzi go pod oknem wdzięczny śpiew niewieści; piosenka polska napawa go nadzieją, — gdy wtém strzelił szyldwach — pieśń się urwała i znowu cicho jak dawniéj.
Nareszcie pewnego dnia wchodzi dozorca i mówi: Wolnyś!
— Ktoś ty jest? pyta Dziaduś.
— Polak, a od trzech dni dozorca więzienia — odpowiada zapytany.
— Cóż cię zmusiło do tak podłéj służby?
— Głód dzieci; żonę zamordowano mi na Pradze, a po wojnie dano mi sprosny urząd.
— A więc była wojna? A więc odzyskaliśmy Litwę i Koronę? Wszystko odbite?
— Stracone!
Dziadunio usłyszawszy to okropne słowo
Ryknął z żalu, — przyklęknął, — wzniósł oczy ku Bogu,
Krew buchła, — serce pękło — i skonał na progu.
Któż śpiewał tę pieśń przerwaną strzałem?