natury, choćby małym piorunem, z jakąż rozkoszą biłbyś w głowy złoczyńców i tyranów, palił gniazda zbójeckie, lub je zatapiał powodzią!...
Piękne to, okropnie piękne! z tém wszystkiém miło ci obudzić się nazajutrz i powitać szklanny błękit i pogodne słońce. Burza nie jest stanem powszednim natury. Szał gorączkowy i konwulsye namiętnéj duszy, jak nie są stanem naturalnym człowieka, tak nie są głównym i jedynym przymiotem poezyi.
Morawski przepadał za Byronem, atoli nie napełniał się jego duchem. Tu możnaby słusznie zastosować do niego, te słowa, co mu Koźmian często powtarzał z wyrzutem, że obstawał za romantykami: „Chwalisz ich, bronisz — a czemuż nie piszesz jak oni?“
Morawski chciał i umiał pozostać samym sobą. Jeźli przekładał Byrona, to dał go poznać publiczności naszéj w utworach, gdzie jeniusz poety trzymał się w granicach swego przedmiotu, przezco nie miały one tego znaczenia i doniosłości, jakiéj nabywają wszystkie jego utwory, zestawione z życiem, które więcéj, jak u którego bądź poety od początku świata, wiąże się z jego płodami, i służy im za wymowny komentarz.
Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/294
Ta strona została uwierzytelniona.