Byron mimo tego nic a nic nie wpłynął na jego sposób pisania. Mógł tu i owdzie w drobnych poezyach pożyczyć od niego formy, tonu, farb — ale ducha, nigdzie; dla którego to nabytku, musiałby się wyzuć ze swoich silnych wierzeń, zasad moralnych i rozsądku.
Podziwiał poetę, lecz się jego poezyą nie spijał, i nie tracił równowagi, jak ją potracili ci, którym zachciało się byronizować.
Cóż powiedzieć o samym przekładzie? Trzeba go czytać, żeby poznać jak tłómacz umiał pozostać wiernym angielskiemu wzorowi, a zarazem zachować tę ciągłość, jednolitość, niewymuszoność dykcyi i stylu, będących raczéj cechą oryginalnych utworów, niż tłómaczeń.
Gdyby dzieła Byrona zginęły, a zostało to tłómaczenie, kiedyś, po wielu wiekach, mógłby nieświadomy rzeczy, wziąść je za samorodny płód polskiéj muzy. Giaur Mickiewicza ma te same własności, tylko jeszcze bardziéj spotęgowane, mianowicie w téj płynnéj, niczém nie hamowanéj swobodzie dykcyi i trafności rymowania. W Morawskiego przekładzie znać więcéj wypracowania, co jeszcze nie mówi, żeby miał być wymęczony.
Z jaką starannością i sumiennością, lecz nie
Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/295
Ta strona została uwierzytelniona.