tymże przedmiocie. Owa małpka wspomniana na wstępie listu, była powodem uciechy dla wszystkich, ale najwięcéj pono dla jenerała, który jako bajkopisarz, tyle o zwierzętach napisał, i lubił je bardzo. Przy wejściu do jego pokoju stała ogromna klatka z liczną rodziną kanarków, często tak szczebioczących, że choć drzwi były zamknięte niepodobna było w pokoju jenerała rozmawiać. Psów w Luboni było zawsze co nie miara. Większych brytanów nie wpuszczano; siadywały więc przed oknami swego pana, wyglądając, rychło twarz ich chlebodawcy wychyli się. Przy stole dwa lub trzy pieski kręciły się wciąż; jenerał karmił je przy każdéj potrawie. Brytan Karo, miał przywilej wchodzenia podczas obiadu, ale musiał pod bocznym stołem siedzieć, gdzie łapał rzucany mu chleb. Dynastya Karów nigdy nie wygasała; gdy jeden zdechł, inny na jego miejsce następował. Z psami tysiączne zawsze figle wyprawiano; czasem były one nawet powodem jenerałowi do dowcipnych wierszy. Zdarzyło się, iż syn jego, będąc w Szmiglu na popasie, widział jak chciano topić biedne szczenie, uratował je od śmierci i zabrał ze sobą do domu. Szczenie wyrosło na psa wcale nieosobliwego; jednak pieszczono go
Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/332
Ta strona została uwierzytelniona.