Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/337

Ta strona została uwierzytelniona.

sprawiedliwość ta bolała jenerała i martwiła w uczuciu wysoce chrześciańskiem, niemogącém patrzeć jak nieraz z błahéj przymówki, łatwo dającéj się pogodzić, wynikał pojedynek, przyprawiający o życie człowieka. Czuł on że tak powiem, sumienie swoje obciążone tolerowaniem barbarzyńskiego zwyczaju; wyrzucał sobie że będąc członkiem społeczeństwa dopuszczającego pojedynki, staje się współwinnym zbrodni kalectwa lub morderstwa; dręczył go ten szlachetny skrupuł — i dla tego rozmyślał nad środkiem zaradźczym, który mu przedstawił się w formie stowarzyszenia jak największéj liczby osób, któreby zobowiązały się wszelkie zajścia mogące sprowadzić rosprawę orężną, polubownym sądem rozstrzygać. W téj myśli ułożył statuta antypojedynkowego Towarzystwa, i udzielił je sąsiadowi swemu, który jego przekonania podzielał, Stanisławowi Koźmianowi, zobowiązując go aby udał się do Jenerała Chłapowskiego i innych osób używających powagi w całéj prowincyi i skłonił je do zajęcia się wykonaniem tego planu. Koźmian aczkolwiek zgadzał się na pomysł, czuł jednak niepodobieństwo zwalczenia przesądu i draźliwości, któremi się utrzymują pojedynki, do tego cierpiący na zdro-