Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 3.djvu/007

Ta strona została przepisana.

paczliwe, wątpienie igrające na szyderczych ustach filozofa jak potrójne żądło gadu, samo jedno zabijało wszelką poezyę; bo czémże jest wątpienie, jeśli nie grobem prawdziwéj poezyi?
Jeżeli tajemnicza moc czaru, jeżeli promienny wieniec otaczający czoło wieszcza, jakby nań ręką anioła włożony, ma jeszcze mieć urok i władzę; jeżeli poeci, którzy śpiéwali światu przez tyle wieków, a świat dawał się im porywać, byli czémś więcéj niż prostą igraszką, fantazyjnych złudzeń, w takim razie duch natchniony, bogactwo imaginacyi, gorąco serca i tryskające z niego słowo, muszą się nazywać poezyą.
Niechże skeptycyzm zimny i urągliwy wstrząśnie przekonanie; niech najgłębsze wierzenia w śmieszność poda, najpoważniejsze tradycye w proch zetrze, węzły splatające spółeczność i rodzinę osłabi lub potarga, a umysłom odejmie zapał i światło, — wiarę v przeszłość, pociechę w teraźniejszości, nadzieję w przyszłość, — natenczas człowiek rzucony v ten odmęt, nie potrafi już stworzyć sobie idealnego świata, zaludnionego cudami swéj myśli, wonnego uczuciami duszy kochającej. W chaosie powstającym do koła, już prawie miejsca nie ma na zaród wielkiéj tworzą-