Strona:Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu/27

Ta strona została przepisana.

Patrz głębiej: tam miłość szeleści i szemrze,
jak tajna podziemna krynica.

Daj rękę mi twoja, no, śmielej, ogniściej,
zaufaj mi, nie patrz się wilkiem.
Pokażę ci klucz, i karjerę, i wyjście,
jeżeli posłuchasz mnie chwilkę.

Wiesz? Są takie gmachy, podobne do jaskiń,
wykutych w zamarzłym lazurze.
Ich dno bursztynowym czerwieni się piaskiem
i z płyt bazaltowych — podnóże.

I łuki, i węgły, i muzyka okien,
i strop, i rtęciowy błysk luster.
I dzwoni, i śpiewa w impluwjum głębokiem
fontanna wieczystym rozpluskiem.

U góry szerokiem, zielonem półkolem
drży, świetli się szyba źródlana.
Błąkają się, płyną wśród łodyg i kolumn
stoliki leciutkie, jak piana.

I kolumn przybywa, i łodyg zawieja
odurza, i bezwład ogarnia...
Rozumiesz?" — Wysoki tak rzekł do Andrzeja:
„Ten gmach to jest Wielka Kawiarnia.

Z pałaców i biur, kiedy upał południa
ulice do bieli rozgrzewa,
gdy ciżba pielgrzymów kawiarnię zaludnia,
a wkoło stolików, jak drzewa,