Strona:Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu/36

Ta strona została przepisana.

„Chłopaki!

Zwracam się nie do lizusów, a do tych jedynie,
którzy nie boją się guza i nie drżą na myśl o jodynie,
lecz śmiało chodzą po ulicy z przekrzywioną
na ucho czapką,
i dzielą między siebie piosenkę — jak ze straganu świśnięte jabłko!

Pamiętacie, kochane chłopaki, jak pełno w kieszeni
mając niedopałków, szpagatów, korków, kamieni,
na zbójeckie szliśmy wyprawy wąwozami
śpiącej Warszawy?
Pamiętacie elektryczną latarkę — jaki krąg
rzucała jaskrawy?
Jeszcze szumi książęcy ogród, który w usta
strząsał nam wiśnie.
Pędzi rower ze srebrnemi osiami, nim .się
o sztachety rozpryśnie.
Chodzi kataryniarz, który ukradł petykową
trzepaczkę,
i małpa, sprzedająca na podwórku karty — po
pięć groszy paczkę.
Gazeciarski wrzaskliwy przetarg
w blasku słońca i dymie petard
pamiętacie? — z buforu na bufor, kiedy dzwonek
przystanki odmierza!
Raz nawet dyrektorowi do teczki włożyliśmy
jeża —