Strona:Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu/40

Ta strona została przepisana.

I niech hasło nabrzmiałą rozszerzy krtań:
Nie — chcemy — analfabetyzmu!

Chłopcy! Dziś wysyłają nas na wycieczkę, za
miasto, na błonie,
gdzie zapewne armja białych zawilców atakuje
smagle jabłonie;
wysyłają nas panowie władcy na zieloną
podmiejską wycieczkę.
abyśmy w korzonkach fijołków rozniecili
świerkową świeczkę,
abyśmy całowali robaczki i równianki
z kaczeńców pletli,
i grając na wierzbowej dudce, gnali wszy na
wodopój letni.
Na wierzbowych dudków wystrychnąć nas chcą!
Uwaga, koledzy!
Nie pójdziemy na majówkę! Nie będziemy ganiać krów po gryczanej miedzy!
Ale tu, pod tym szkolnym murem, jak żelazna
załoga, staniem —
w przekrzywionych na ucho czapkach,
z ironicznem na ustach świstaniem —
w kieszeniach korki i kamienie, w oczach błysk,
w tym błysku — przekora!
Pozdrowimy pana policjanta, przywitamy pana inspektora...
A nad nami, na znak protestu —
zygzak malowany niech wieje!
Cały dzień trwać będziemy na szańcu,
a wieczorem pójdziemy w aleje.