Strona:Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu/50

Ta strona została przepisana.

Jak fontanna się różni od przydrożnej kałuży,
tak panieńska czereda od powszechniackich drużyn.

One — niby park pyszny, wpółogłuchły od woni.
Łąka dzika, porosła kaczeńcami — to oni.

One — pachną dusząco i słodko się kołyszą.
Oni — ostro i gorzko: ziemią, wiatrem i ciszą.

One — jak bujne róże W złotych kolców oplocie.
Oni — w miękki wtulone cień sieroce stokrocie.

One — niby nasturcyj pełzające ogniki.
Oni — chabry, szaleje, pokrzyki, pomorniki,

rumianki, muchołapki, w śpiewającej dolinie.
A one — tuberozy, glicynje, georginje,

delikatne mieszkanki kryształowej cieplarni!
Oni — prości, bezpańscy, czupurni, ordynarni,

z twardych włókien plecieni, sękaci od korzeni,
z drwiącym błyskiem na wargach i rękami w kieszeni.