Strona:Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu/60

Ta strona została przepisana.

nie tańcząc, jednak tańczyć? Jakim blaskiem
na palcu jej okrągły świeci Opal!
jaka jest w sobie szczupła, wiotka, krucha!
Jakie ma piękne trepki!

Nagle z wrzaskiem
zerwał się. Wielka wilgotna ropucha
wskoczyła mu na dłoń, z dłoni na szyję,
(do szyi ciałem przyssała się płaskiem,
wreszcie, niezwykłym zgiełkiem przerażona,
na głowę!

Krzak szeleści, serce bije,
Andrzej aż skręca się w zielonym wstręcie.
Wtem - czyjś okropny wzrok. To przełożona!
Błysk złotych zębów. Ratuj się, kto żyje!
Łamanych sęków trzask. Głuche warknięcie.
Andrzej - prysk wbok! Obrócił się na pięcie
i pomknął w las.

Kędy bór się na północ wygiął,
jeśli długo bez przerwy iść,
rozpoczyna się strefa igieł
i zanika pierzasty liść.

Rude pnie, w regularne rzędy,
w rudem świetle rdzawy rój ciem,
jakby skrzydła pożaru tędy
łopotały wieczystym tchem.