Strona:Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu/75

Ta strona została przepisana.

dźwigając ładunek ogromny jak głaz,
a cenny, jak ognia szmer w piecach.

A jest paru młodszych i żwawszych w tym tłumie,
deszcz liści im czoła opłakał.
I śmieją się, widząc brnącego przez strumień
takiego, jak oni, chłopaka.

Hula woda, hula.
Kto na drodze? Kępa brzóz!
A każdą otula —
śnieżysta koszula.
Brzeg grzebieniem w pianę wrósł.
(Strumień coraz szybciej rwie).
A u stóp dziewiczych brzóz,
pośród mchów, zdobiących je,
W węzłach kwietnej krajki
- niezapominajki
dwie.

Tu już mgły się po wrzosach ścielą.
Wiatru niema: w gałęzie wsiąkł.
Nad zatoką, nad fal kąpielą
Anna pył zmywa leśny z rąk.
Świeci sukni różowa plama
na szuwarów brunatnem tle,
a gdy schylić się, taka sama
suknia plącze się w wodnem szkle.