Strona:Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu/77

Ta strona została przepisana.

Skądże, u djabła, te głupie świsty ostrzegawcze w uszach?

Nabrał tchu do płuc.
Naprzód!
Biegiem

— i do brzegu
- pryskając pianą.

Skoczył,
obrócił się dokoła siebie,
jak biegun,

— i stanął.

Zapłoniony przed Anną.
Cichy jak łan.

(Nad głowami z furkotem przeleciał ptak).

W gęstniejącym pyle,
w umierającej chwale
dnia —
nagle przechylono dzban:
wysiano mak.