Strona:Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu/90

Ta strona została przepisana.

źródło tych dwóch równoległych strumieni jest — wbrew zasadom geometrji — wspólne i natura twórczego procesu o nastawieniu epickiem nawskroś liryczna.
Żaden człowiek nie wyczerpuje w życiu wszystkich swoich możliwości odczuwania, jak nie wyczerpuje wszystkich możliwości akcji. Oprócz tego, czem jest — każdy z nas jest tem, czem mógłby się stać, gdyby inaczej ułożyły się warunki jego życia. Rozwój jednostki ludzkiej rzadko bywa prostolinijny. Z tych węzłowych momentów, kiedy zapoczątkowany w pewnym kierunku rozwój urywał się, aby ustąpić miejsca rozwojowi w kierunku innym, pozostały szczątki niezrealizowanych, stłumionych przedwcześnie, utajonych kształtów psychiki. W tem nie raz indywidualne oparcie dla wewnętrznych tragedyj, których główna przyczyna leży wszakże poza indywidualnością, stąd też olbrzymia w nas zdolność przeżywania nieswoich stanów psychicznych, identyfikowania się w wyobraźni z innymi ludźmi, zdolność, której rezultatami bywają w równej mierze: blaga, współczucie i twórczość.
Wymagam od pisarza, aby był w stopniu większym niż inni istotą podwójną: z jednej strony niech będzie pełnokrwistym, indywidualnym, stronniczym człowiekiem, walczącym na określonym odcinku barykady, z drugiej strony — psychiczną wielokrotną możliwości, zaczątków, zadatków, aluzyj. Gdyby był tylko sobą — nie byłby pisarzem. Gdyby siebie bez reszty roztopił i zagubił w miljonie swoich postaci, gdyby sprawiedliwie „unurzał wszystkich w tem samem błocie“, jak Flaubert — zabrakłoby dla niego miejsca w piśmiennictwie przełomowej epoki, którą przeżywamy.
Pisarz — to nie jest jeden człowiek. Pisarz — to cała