Strona:Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu/91

Ta strona została przepisana.

rodzina; rodzina kształtów dość zwiewnych, ale utrzymywanych przy życiu przez ojca z krwi i kości.
Istnieje dostatecznie mocny pomost liryczny między pisarzem a jego postaciami, aby epika mogła być poezją — nawet dziś i dziś na nowo.
II. Poemat leżał w rękopisie, czekając na wydawcę, blisko rok. W międzyczasie wytworzył się pewien dystans, który pozwala mi dziś rzecz ocenić bez pierwszego porywu miłości — okiem nie autora, lecz krytyka. Przypuszczam, że umocnię tem tylko czytelników w sądzie, osiągniętym przez nich Samodzielnie, jeżeli powiem, że nienawistny duch schematyzmu niecałkiem został wygnany ze strof poematu. Wyraża się to nietyle w rozbieżności, istniejącej pomiędzy rzeczywistą psychiką chłopców szkolnych, a psychiką ich daną w utworze (gdyż więcej tu poetyckiej transpozycji, niż politycznego uproszczenia), — ile w programowym happy-end’zie, który uważam za poważny błąd artystyczny. Poemat powinien kończyć się tragicznie. Domaga się tego jego konstrukcja, jego dynamika, domaga się tego nawet jego rewolucyjny morał. Andrzejowi nie wolno już nigdy wyjść z lasu. Bogdan wykazuje sporą znajomość praw, rządzących utworem, w którym wypadło mu figurować, jeśli ostrzega swego kolegę przed samobójczą śmiercią.
W motywacji psychologicznej postępowania Andrzeja jest pewna luka, której nie potrafiłem już zapełnić. Czarny Człowiek zaleca chłopcu powstrzymanie się od walki i zachowanie milczenia. Andrzej zaś pojmuje to po swojemu (jest bowiem naturą nawskroś aktywną), przemawia i walkę łamie — a więc spełnia więcej niż mu kazano, chociaż spełnia niechętnie. Należało — albo rozszerzyć wymagania, stawiane przez Czarnego Człowieka, albo