Strona:Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu/93

Ta strona została przepisana.

tymczasem, jak się okazuje, ptaki leśne nie sypiają w gniazdach, wobec czego nie mogą się z nich wychylać, kukułka zaś, jak wiadomo, wogóle gniazda nie posiada. Bardzo się tą uwagą przejąłem, ale napróżno szukając odpowiedniego rozwiązania obrazowego i wersyfikacyjnego, wolałem raczej urazić ornitologów, niż popełnić jeszcze jeden grzech artystyczny.
Inaczej przedstawia się sprawa owych ogrodowych malw i niekwitnących w czerwcu dziewann, które raptem znalazły się na leśnej polanie, tworząc tło dla tańczących dziewcząt. Tutaj nieścisłość przyrodnicza nie może być poczytywana za błąd, ponieważ od tego momentu akcja poematu rozwija się w okolicznościach fantasmagorycznych, a powrót do realności podkreślony został przez rozpłynięcie cię nagromadzonych barw.
Drobiazgów, które wymagałyby korekty, jest napewno dużo. Proszę czytelnika, aby z faktu, że tej korekty zaniechałem, nie wyciągał wniosku, jakobym zgadzał się ze stanowiskiem ludzi lekceważących dokładność szczegółów w poezji.
VII. Spotkał mnie zarzut, że w taktownym skądinąd opisie wycieczki użyłem frywolnej metafory — „traw obłe kolanka“. Śpieszę wobec tego wyjaśnić, że „kolanka“ traw nie mają nic wspólnego z podkasaną muzą i że tak nazwają się węźlaste zgrubienia, członkujące łodygi niektórych traw.
VIII. Utwór jest bezwątpienia akademicki. Atakowano mnie za to in publico jeszcze przed ogłoszeniem całości. Gdyby istniał Uniwersytet Poezji, „Scena przy Strumieniu“ uzyskałaby, być może, kwalifikację pracy prosemimaryjnej. Cóż? W okresie, gdy leniwe nieuctwo, osłaniane sztuczną mgłą pozornego eksperymentatorstwa, tak wielką