Strona:Lucjan Szenwald - Utwory poetyckie.djvu/181

Ta strona została przepisana.
Maskowanie reflektorów


Sosno zielona, w igły odziana,
Łzami żywicy rzewnie spłakana!
Twój pień podcinam siekierą jasną,
Strącone szyszki padając gasną.

Olcho, kapiąca od światłocieni!
Odzieram z ciebie szatę zieleni.
Wilkiem grasuję w twej bujnej krasie,
Lecą gałęzie i gniazda ptasie.

Po to, o sosno, ciebie zrąbałem.
Aby otoczyć zielonym wałem
Nasze pojazdy, lśniące jak ogień,
Z pancernymi czołem, z promiennym rogiem.

Na to ja, olcho, ciebie pustoszę,
Aby zarzucić liściaste klosze
Na skórę powiek, na lekki statyw.
Na lakier luster i reostatów.

Gdy z nor smrodliwych na żer wypłyną
Ptaki, tuczone ludzką padliną,
Gdy cień zakrąży na podobłoczu
I łyskać będą lunety oczu —

A niech łyskają, niech łypią krwawe!
Pod gęstwą liści, igieł kurzawą,