Kapitanie Hübnerze! Zapraszamy pięknie,
Przybądź do nas w gościnę — nie będziemy pościć.
Niejedna pełna szklanka w toaście zadźwięknie.
Czymś słabym i mdłym jakże śmiałbym cię ugościć?
Ty! nad którym już krążył powiew kruczych skrzydeł,
Gdy rany twoje kwitły szkarłatniej od głogu —
Tyś się — na przekór losom i proroctwom — wydarł
Żywym płomieniem z czarnej ramki nekrologu.
Do nas tu, przez laurowe i żałobne hymny,
Dotarł Twój oddech, który od walki nie ostygł,
I jesteś z nami — tak jak zawsze — prędki, czynny,
Niezwyciężenie młody, po żołniersku prosty.
Żyjesz — i możesz walczyć — to największa z nagród,
Żyjesz — i możesz umrzeć — w polu, nie na łożu.
Żyjesz — a piersią swoją zasłaniałeś Madryt,
Żyjesz — żyć będziesz, jakeś teraz oto ożył.
Ten tylko życie Twoje aż do końca pojmie.
Kto sam podobny Tobie, a obcy jest zdradzie.
Ty się pojawisz w każdej sprawiedliwej wojnie,
W pierwszej kompanii, na ostatniej barykadzie.
Hübnerze! Jeśli prawda, co mówią, że ponoć
Męstwo jest zbroją, której kula nie dosięgnie,
Strona:Lucjan Szenwald - Utwory poetyckie.djvu/235
Ta strona została skorygowana.
Na powrót bohatera