muskularna jak koń, ciemna falo Ontaria,
(grzywa, kark, pierś, kopyta — ogień, orkan i błysk!)
jeśli tabun twych sióstr w zawierusze kawalkad
dumne fabryki pognie, domy, tumy, tor, mur,
jeśliś groźna jak tur, i nie fala, lecz walka,
włącz mnie, włącz, o zawrotna, w twój kołowrót i chór!
Ścisnę kark twój okrakiem i z pieśnią na wargach
chyży lot twój rozognię bosą muzyką pięt.
Tratuj, targaj i niszcz, a gdy zniszczysz i stargasz,
piramidę rozlewną nad Ameryką spiętrz!
Zakołuje nad lądem, jak wiatr, błędny wampir,
zawiruje błonami, zaszeleści jak cień,
potem spadnie jak głaz, i we mgle wodnych fanfar
zadmie krwią w trombon z brązu, kiedy pęknie od brzmień.
Wtedy groźne szaleństwem, jak tłum korybantek,
buchną fale na przestrzeń, parte pulsem stu serc:
wstanie siwy Pacyfik i siny Atlantyk,
będzie woda i niebo, będzie cisza i śmierć.