Ta strona została przepisana.
Portret młodzieńca
Tłumnie wychodzą z westibulu goście.
Dozorcy senni,
przynoszą mi herbatę, koc i pościel:
szumiący siennik.
Po salonach przeciąga mroźny wiew północny:
błękitna pustosz!
Jesteśmy senni: ty, monarcha nocy,
i ja — twój kustosz.
Otwieram flakon, w płuca wdycham eter,
i mgły się kleją
do szyb kwiecistych. Czekaj, włożę sweter,
bo dreszcz mnie przejął...
Ta makabryczna galeria obrazów
jest oranżerią
zlodowaciałą, kolorowych gazów
zamarłą prerią.
Tu śmierć. Tu blade, bezcielesne dłonie
tańczą z klarnetem.
Umarły światła, tylko jedno płonie
przed twym portretem.
Przed twym portretem w ramach czarnych, wąskich
(passe-partout srebrne)
Światło rozlewa się w kałużach grząskich,
przez które przebrnę.