Łódź, gdy jej odjąć stery,
wpada we wir i ginie,
inaczej strajk, co w tonie własnym wodzów rodzi.
Przez dni dwadzieścia cztery
trzymał się na głębinie
ten okręt robotniczy w pogwizdach powodzi.
Tyś była sterem łodzi!
Gdy ciebie dłoń zdradziecka
wydarła oczom bratnim,
gdy uśmiechem ostatnim
żegnałaś strajk — to jakby kto żegnał trup dziecka.
Lecz natychmiast za wiosła
chwyciło dwieście rąk: łódź dalej się poniosła.
Dzisiaj w powietrzu brzmi nasz
śpiew bólu i wyzwania,
jeszcze na wpół pod ziemią mieszkamy, jak krety.
Lecz ty już przypominasz,
choć krata patrzeć wzbrania,
te inne, wolne, piękne, zwycięskie kobiety!
Traktory i lawety,
kule, serca i kłosy
historii okrąg kręcą.
Gdzie jesteś ty, z dziewczęcą
twarzą, którą najprostsze okalają włosy?
Czy w mrocznych celach Wronek,
czy w Płocku brzmi twojego głosu jasny dzwonek?
Choć nieraz dłoń wzniesiona trafia na żelazo,
rośnie i wzrośnie w końcu
siła, która pozwoli przywrócić cię słońcu.
Lewar, 1935 r.