Rozchylając pętle nadbrzeżnych łóz,
Przybył czwarty, pod pachą harmonię niósł.
„Patrzcie — powiada — ukradłem“
I cicho szedł nad mokradłem
Pod srebrnym nocy zwierciadłem.
Pochylił się, zagrał: tonów gwałt
Wybucha z czarnych, skórzanych fałd:
Oto z arki skórzanej wylazły
Potwory bez twarzy i nazwy;
Na klawiszach połysk psiej gwiazdy.
Grający kołysze się, nagle z chmur
W trójkąt runął, w taneczny dur,
W rozwianie, w falban rozsnucie,
W furkotanie przy każdym podrzucie,
W wirowanie z iskrami przy bucie.
Stopy tańca unosi łagodny skłon;
Kaskadami oddycha akordeon,
Płyną radosne łodzie
Po szerokiej i smutnej wodzie,
Płaczącej rybami na spodzie.
Wolniej szemrze po perłach strumień rąk,
Pod palcami pęka nabrzmiały strąk;
Jest rosa w gasnących ogniach;
Jest woń w konających melodiach:
Jest w niebie milczący zodiak.
Wieją, wieją włosy liściastych wiech,
Patrzy w dal rzezimieszków trzech,
W zadumie pogrążeni,
Siedzą na łukach korzeni
U wierzbowych podcieni.