Ta strona została przepisana.
Rozdział I
Na krańcu wielkomiejskich dróg,
gdzie głazy szorstkie są i rude,
zsunięta cielskiem na sam róg,
wśród nędznych bud, wśród lichych ruder,
podobna do brudnego czoła,
ciężka, jak miedź roboczych płac,
— czernieje, ocieniając plac,
bezpłatna i powszechna szkoła.
Rogaty, niegościnny dom,
mierzący w chmury z okien mroźnych!
Tam wapno plami każdy złom,
i słychać czas, i kroki woźnych.
Masyw cementu, cegły, szkła
na niebo kładzie się jak mgła.
W gliniastym rozsypisku grud
nie darmo mury te ugrzęzły!
Ku piętrom wznoszą się od wrót
schodowych klatek twarde węzły,