KALINOWSKIEGO
Żołnierz swej matce-ziemi oddał krew czerwoną,
Przypadł do matki-ziemi piersią wyszczerbioną.
Mężny bojownik przyjął śmierci pocałunek,
Spod kurtki wydobyto skrwawiony meldunek.
Mieczysław Kalinowski poległ!
W ów dzień sławy
Padł — i wróciło jego serce do Warszawy.
Marzyły mu się jasne strzeliste budowy,
Wykwitające ponad ligustr ogrodowy,
Gdzie na każdym zakręcie wesoła zasadzka,
Gdzie w liściach, niby źródło ujrzane znienacka,
Srebrzy się śmiech dziecięcy. Śniły mu się place,
Pączkujące głowami, szumiące wzruszeniem,
I szklane hale, lotne bramy, szczytne prace,
Różowe sanatorja, otulone cieniem,
I w dzwony zasłuchana wielkooka szkoła,
I teatr, co zadumą uwypukla czoła...
Słoneczne śniły mu się sprawy — ale krata,
Czarna krata przemocy przed twarzą widziadła
Wyszczerzona jak upiór, chciwością zębata —